O urokach zawodu stewarda, nietypowych podniebnych historiach, świadczeniu usług na jak najwyższym, dosłownie, poziomie i pasji podróżowania. Wywiad 'Enjoy Your Stay’ z Michałem Studzińskim.

reklama

525208_606391546054809_1894488609_n

Michał Studziński – steward luksusowych business jetów i instruktor serwisu pokładowego firmy NetJets Europe. 

Wielu osobom marzącym o lataniu i dalekich podróżach zawód stewarda, czy stewardessy wydaje się wymarzonym zajęciem. Tymczasem praca na pokładzie samolotu mocno odbiega od idealistycznych wyobrażeń. Jak wygląda naprawdę? Z jakimi stereotypami pracy w tym zawodzie się spotykasz?

Przede wszystkim to bardzo ciężka praca fizyczna. W dużych samolotach pasażerskich każdy wózek z napojami waży ok. 120 kg, a trzeba go przecież ciągnąć, pchać, przestawiać itd. Nawet takie drzwi do samolotu, które trzeba otworzyć czy zamknąć, to parędziesiąt kilo. Poza tym to bardzo długie dni, jeszcze dłuższe noce, ciągłe zmęczenie i niewyspanie, poprzestawiane nawyki jedzeniowe (śniadanie wieczorem, obiad w środku nocy), odwodnienie, choroby typowo „zawodowe”, czyli przeziębienia, problemy z kręgosłupem, nogami, ciśnieniem – mało to przypomina wymarzony zawód. Do tego trzeba być stale przygotowanym na nagłe zmiany, umieć pakować się dosłownie w 5 minut, myśleć i reagować szybciej, opanowywać stres i ciągle być uśmiechniętym, miłym, dobrze wyglądać, być profesjonalnym.
Powszechne stereotypy, to takie, że to lekka, łatwa i przyjemna praca „kelnerki” zwiedzającej świat.
Ten zawód to nie jest tylko praca, to też charakter. To jak bycie jednocześnie psychologiem, strażakiem, niańką, barmanem, specjalistą od win, sprzątaczką, lekarzem, poliglotą.Ale nigdy nie zamieniłbym tej pracy na inną (uśmiech).

Skąd w ogóle pomysł na wykonywanie tego zawodu?

Do momentu pierwszego lotu samolotem nigdy nie myślałem żeby wykonywać ten zawód. Ale kiedy w wieku 15 lat poleciałem po raz pierwszy, oczywiście jako pasażer, to od razu wiedziałem że to jest to. Miłość od pierwszego wejrzenia. Wszystkie moje późniejsze decyzje, w sprawie studiów, miejsca zamieszkania itd., były, nawet podświadomie, podporządkowane tylko i wyłącznie lataniu. Rodzice nie byli za bardzo zadowoleni. Widzieli mnie w bardziej „konkretnym” zawodzie, ale teraz są bardzo zadowoleni z mojego wyboru. Tak myślę.

Co jest najfajniejsze w tej pracy, a co najtrudniejsze?

Może to zabrzmi banalnie, ale taka jest prawda – najwspanialsza jest możliwość zwiedzania świata. Byłem już na każdym kontynencie, jadłem wspaniałe steki w Argentynie, piłem wina w winnicach Margaret River w Australii, uciekałem przed szarżującym nosorożcem na safari w Botswanie, opalałem się na Karaibach. Manhattan, Hongkong, czy Tokio znam prawie tak dobrze jak moją ukochaną Warszawę i to wszystko dzięki tej pracy, bo normalnie pewnie nie mógłbym sobie pozwolić na takie podróże. Poza tym poznaje się wspaniałych ludzi, czy to kolegów z pracy, czy pasażerów, każdy wnosi coś do twojego życia, od każdego można się nauczyć czegoś nowego, interesującego.
A najtrudniejsze –  hmmm… z wiekiem nabiera się rutyny, doświadczenia, więc łatwiej sobie radzić z wieloma sytuacjami, ale niestety, trzeba naprawdę dbać o siebie, o zdrowie, o dobry sen. Plus latanie, szczególnie w dużych liniach lotniczych, to trochę jak życie w takiej dużej bańce, jest się trochę poza rzeczywistością, normalnym, codziennym życiem. Dobrze wtedy jest mieć kogoś kto czeka w domu, sprowadza cię na ziemię, stawia do pionu. Samotność to duży problem wśród wszystkich latających osób, dość trudno jest sobie ułożyć „normalne” życie – trzeba dużego zaparcia, starań i zaufania z obu stron, żeby to wszystko dobrze funkcjonowało.

Czy miałeś jakieś niebezpieczne sytuacje lub poważny problem z pasażerem?

Zazwyczaj największe problemy w samolocie wywołuje alkohol, albo duże zorganizowane grupy podróżujące na wakacje, gdzie już przed wejściem na pokład „trzeba się napić”. Potem na pokładzie impreza się rozkręca, ale czasem wystarczy tylko jedna pijana osoba, która jak pamiętamy, spowodowała że np. samoloty LOT-u parokrotnie lądowały gdzieś na Islandii, bo zachowanie jednego pasażera stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa całego rejsu. Wiem z wielu szkoleń, że nadmierne picie, a potem agresja, wywołane są przede wszystkim stresem, strachem przed lataniem. Głównie mężczyźni w tej sposób „leczą” swój strach i do obowiązków już obsługi naziemnej należy zareagować i nie wpuścić takiego pasażera na pokład, bo to może naprawdę skończyć się źle.
Inne problemy na pokładzie to raczej drobiazgi, z którymi personel pokładowy uczy się sobieradzić na rożnych szkoleniach. Każda z linii w których pracowałem takie prowadzi i są bardzo potrzebne. Trzeba pamiętać że sam fakt, że jest się zamkniętym przez parę godzin wmetalowej tubie, 10.000 m nadziemią, razem z dwoma setkami innych ludzi, nie ma się w sumie wpływu na nic, nie można podejmować decyzji, ktoś ciągle mówi ci co masz robić, kiedy jeść, ile pić, to może naprawdę wywołać stres. Dodatkowo turbulencje, zła pogoda, burze, problemy techniczne, opóźnienia itd. I jedyną osobą na którą można się wyżyć i odreagować jest wtedy steward czy stewardessa. Wtedy naprawdę przydają się tewszystkie szkolenia i kursy. Dużo jednak zależy od osobowości stewarda czy stewardessy, ich charakteru, umiejętności pracy w stresie, reagowaniana zagrożenia, rozmowy z ludźmi. Według polskiego prawa, zawód stewardessy jest „pracą w ciężkich warunkach”, tak jak np. praca górnika czy strażaka i podlega dodatkowym ubezpieczeniom.

Jesteś stewardem już 13 lat. Pracowałeś w różnych liniach lotniczych na świecie: LOT,VirginAtlantic, Virgin Blue Australia. Z jakimi pasażerami miałeś do czynienia i z którymipodróżowało Ci się najlepiej?

Bardzo lubię latać z Amerykanami, bo dla nich podróżowanie samolotem jest czymś tak normalnym, naturalnym, że rzadko kiedy są czymś zestresowani, zaskoczeni. Choć potrafią być też bardzo roszczeniowi, wiele wymagają, ale mają w tym dużo uroku i poczucia humoru. Podobnie Brytyjczycy. Są bardzo przyjaźni, towarzyscy, potrafią przyjść do samolotowego bufetu i po prostu rozmawiać długo o wszystkim, traktują cię z szacunkiem.
Wielkim szokiem były dla mnie loty do Azji, głównie Japonii i Chin oraz Afryki. Pomimo szkoleń z różnic kulturowych, rozumienia zachowań konkretnych nacji, zawsze zdarzały się sytuacje na które nie jesteś przygotowany i po prostu nie wiesz co zrobić! Plucie Chińczyków na podłogę po posiłku, Nigeryjki lecące w sukniach ślubnych, bo według nich do samolotu trzeba się ubrać jak najlepiej, a suknie ślubne są ich najlepszymi ubraniami, czy 160 ortodoksyjnych Żydów, którzy o świcie zaczęli odmawiać swoją modlitwę klęcząc w przejściach, przez co skutecznie zablokowali cały serwis na ponad pól godziny. Nie można było im przerwać, na nic nie reagowali, byli jak w transie.
W obecnej firmie dużym wyzwaniem są arabscy szejkowie, którzy na pokład potrafią przynieść 46 sztuk bagażu i parę sokołów wędrownych oraz rosyjscy milionerzy, ze względu na luksusy i wysoką jakość których oczekują.

Czy klaskanie po lądowaniu to zwyczaj tylko Polaków?

(śmiech) Rzeczywiście, najczęściej słyszę to w polskich samolotach, choć Rosjanie i chyba Włosi również potrafią klaskać, ale głównie po jakimś wyjątkowo burzliwym locie, a potem pięknym, miękkim lądowaniu.

Obecnie pracujesz dla NetJets i latasz z VIPami na pokładach takich luksusowych samolotów jak: Falcon 2000, Gulfstream G550. Na czym polega ta praca i czym różni się od pracy w innych liniach lotniczych?

Praca w business jetach to zupełnie inny rodzaj latania. Począwszy od rodzaju klienta, który z jakiegoś powodu woli podróżować prywatnym samolotem, czyli bardzo ceni sobie prywatność, anonimowość, bezpieczeństwo, brak stresu rozkładem lotów normalnych linii lotniczych, czy w końcu poziom obsługi na pokładzie, dorównujący lub przewyższający Pierwszą Klasę wielu przewoźników. Tutaj wszystko jest tylko i wyłącznie dla tego konkretnego pasażera, zaprojektowane, zamówione, dokładnie tak jak on sobie życzy, jak lubi. Klient NetJets leci kiedy chce, gdzie chce, jeśli jego plany biznesowe czy wakacyjne się zmienią, samolot zawsze na niego czeka, może zabrać ze sobą przyjaciół, znajomych. Na pokładzie zawsze będzie jego ulubiony gatunek wody mineralnej, z dwiema a nie trzema kostkami lodu (tak dokładne opisy mamy w profilu pasażera!), konkretny gatunek wina, jedzenie z jego ulubionej restauracji, bukiet kwiatów dlażony, najnowszy komiks dla dziecka.
Małe odrzutowce mogą często latać na lotniska, na których nie lądująlinie lotnicze, pasażerowie niestresują się odprawami, kolejkami, kontrolami bezpieczeństwa itd. Często, w zależności od lokalnych zarządzeń, mogą swoim samochodem wręcz wjechać na płytę lotniska, zaparkować przy schodach samolotu, wsiąść i odlecieć. Taki rodzaj latania wiąże się jednak z innym podejściem załogi do pracy. Trzeba być bardzo samodzielnym, kreatywnym, szybko podejmować decyzje, być „flexible”.
Linie lotnicze mają całe wielkie zaplecze techniczne, logistyczne, cateringowe. Załoga przychodzi „na gotowe”, wszystko w samolocie jest przygotowane, załadowane, ułożone, wszystko jest przewidywalne, codziennie to samo. Wiadomo, że do Londynu podajemy to, a z Nowego Jorku tamto.
W prywatnych odrzutowcach nie ma nic przewidywalnego, każdy lot jestinny, nie ma rutyny. Owszem, obowiązują nas nasze wewnętrzne standardy obsługi, procedury, podręczniki, ale np. jeśli chodzi o catering, to może być dosłownie wszystko, nawet najbardziej ekstrawaganckie potrawy.
Poza tym w liniach lotniczych załoga to co najmniej 4 stewardessy, na dalekich trasach to czasem10 – 12, a w Virgin w Boeingu 747 było nas nawet 19 osób. W samolotach, na których obecnie latam, jestem sam. Co prawda teraz zamiast 300 pasażerów mam maksymalnie 14, ale jednak bycie samemu na pokładzie to duże wyzwanie. Na szczęścieNetJets zapewnia całycatering na pokład, zazwyczaj z najlepszych lokalnych hoteli lub restauracji, więc mam jeden problem z głowy. Jednak to ode mnie zależy co, jak i kiedy zostanie podane, czy dam radę z czasem, czy piloci również zdążą zjeść, czy klient jest zadowolony z lotu. Tutaj sam jestem sobie szefem i to również jest duży plus takiego latania.
W ubiegłym roku samoloty NetJets (w samej Europie mamy ich 150, a razem z amerykańskim NetJets – ok. 800 maszyn) lądowały na prawie 5.000 lotnisk! Która linia lotnicza ma taką siatkę połączeń? Czasem naprawdę jestem w miejscach, w których nigdy bym nie doleciał pracując w LOT czy Virgin. Czasem jest to jakaś daleka Syberia, wyspy Kurylskie, wyspy Pacyfiku, kurort narciarski w Alpach, czy głęboka Czarna Afryka.

Odebrałeśwłaśnie z Portugalii nową maszynę Waszej floty – Bombardier Global6000. Opowiedz coś o niej.

Global 6000 to najnowsza wersja jednego z najbardziejpopularnych business jetów kanadyjskiej firmy Bombardier, a mianowicie samolotu Global Express. Samolot, podobnie jak mój ulubiony do tej pory Gulfstream G550, może lecieć non-stop do 13 godzin, czyli bez problemu łączy np. Moskwę z Nowym Jorkiem, Rzym z Szanghajem, Paryż z LA. W wersji specjalnie zaprojektowanej dla NetJets, samolot zabiera 13 pasażerów, w kabinie podzielonej na 3 strefy, do pracy, do spożywania posiłku, do spania – 13 foteli można zamienić w 4 pojedyncze łóżka i jedno rozmiaru king. Nawet załoga ma swoje leżące miejsca wypoczynkowe. Podobnie jak wszystkie samoloty NetJets, Global ma pięknie wykończoną kabinę, fotele i sofy z kremowej skóry, okładziny z ciemnego forniru drewnianego, dodatkowo ma najnowszy system rozrywki pokładowej, taki jak najlepsze światowe linie lotnicze, w każdym z foteli telefon satelitarny, oraz fax i wi-fi. Global 6000 jest poza tym najcichszym ze wszystkich dostępnych obecnie prywatnych odrzutowców. Ja mam do swojej dyspozycji w pełni wyposażoną kuchnię, z takimi „gadżetami”, jak piec indukcyjny, maszyna do espresso, lodówka, chłodziarka do wina. Czyli to wszystko co mają w swoich samolotach takie liniejak Qatar, czy Emirates.

Kim są Twoi obecni pasażerowie?

NetJets jest największym na świecie operatorem business jetów, więc praktycznie każda największa światowa firma jest lub była naszym klientem. Status naszych klientów wymaga od nas zachowania prywatności. Pasażerowie to bardzo często osoby z pierwszych stron gazet, co zaspokaja moją ciekawość jacy są naprawdę. Wozimy głównie prezesów lub menadżerów koncernów, poza tym dużo celebrytów, gwiazd filmowych, gwiazd muzyki, polityków, rosyjskich milionerów, arabskie rodziny książęce. Z Polakami jak dotąd nie latałem.

Taka ciekawostka:
Rodziny królewskie z Arabii Saudyjskiej czy Kuwejtu, mają swoje Boeingi 747, w których kosze na śmieci pokryte są złotem. Zazwyczaj Saudyjczycy spędzają całe lato w Europie, np. Nicea, Monaco. Wtedy można zobaczyć ich cały park samolotowy na lotnisku w Nicei. Jak gdzieś lecą, to najpierw leci jeden pusty B747 i sprawdza POGODĘ, czy nie ma żadnych turbulencji. Zaraz za nim kolejny B747 z rodziną królewską, a na koniec B767 ze służącymi.

Mając do czynienia z takimi VIP-ami, na pewno masz jakieś ciekawe historie do opowiedzenia.  

Wiozłem kiedyś jakąś młodą arabską księżniczkę, która paliła jak smok. Po każdym papierosie wstawała, a służąca spryskiwała ją takimi bardzo silnymi arabskimi perfumami. Następnie księżniczka znowu wracała do palenia i znowu perfumy i znowu papieros i tak przez 6 godzin. Nie dało się oddychać na kabinie, musiałem w kokpicie siedzieć z butlą tlenową. Bałem się, że ilość perfum spowoduje eksplozję, jak zapali kolejnego papierosa (śmiech).
Często zdarzają się nietypowe życzenia pasażerów, nie tylko w prywatnych odrzutowcach.
Kiedyś w Virgin Atlantic, jeden z najczęściej podróżujących pasażerów, bardzo dobrze znany wszystkim pracownikom linii, uwielbiał bardzo dojrzałe banany, takie aż brązowe. Załoga zawsze musiała się upewnić, że kiedyten pasażer leci, a latał z Londynu do Nowego Jorku i z powrotem praktycznie co drugi dzień!, zawsze ma dostarczone na pokład pudło bardzo dojrzałych bananów. Wielokrotnie drzwi do samolotu były zamykane z opóźnieniem, bo dostarczone banany były zbyt żółte i trzeba je było wymienić. I wtedy czekało na to 300 pasażerów.
Teraz, w prywatnych odrzutowcach, takie zachcianki są bardzo częste, choć raczej są mniej uciążliwe. Najczęściej są to konkretne gatunki alkoholi, czy ulubione potrawy, które ze względów logistycznych, nie zawsze są łatwe do zdobycia w konkretnym miejscu.
Pamiętam pasażera, który narzekał na niewygodny materac w rozkładanej sofie na pokładzie. Wiedziałem, że klient spędza tydzień na Sri Lance i wraca do Londynu, a my zostawaliśmy tam z nim. Najpierw spędziłem 2 dni na szukaniu po całym Colombo innego materaca, takiego który dałby się nadmuchać na pokładzie (musiał mieć odpowiednie napięcie i wtyczkę do kontaktu). Niestety w całym Colombo nie znalazłem takiego, ale przypomocy… Facebooka i znajomych w Dubaju, udało mi się taki materac tam znaleźći przysłać kurierem na Sri Lankę, dosłownie na parę godzin przed naszym powrotem do Europy. Nie muszę mówić jaki zaskoczony, zadowolony i w końcu wyspany był nasz klient. Okazało sie, że jego kontrakt kończył się w niedługim czasie i oczywiście podpisał z nami kolejny. Podejrzewam, że trochę się do tego przyczyniłem.

Ile kosztuje przyjemność posiadania do swojej dyspozycji takiego samolotu?

NetJets nie jest „powietrzną taksówką”. Firma oferuje przede wszystkim tzw. „fractional ownership”, czyli współudział w samolocie. W ramach 5-letnich (zazwyczaj) kontraktów, klient zobowiązuje się kupić część udziałów w wybranym przez siebie typie samolotu. Czyli jest pełnoprawnym właścicielem maszyny, ale płaci tylko pewien procent całościowej ceny samolotu i dzieli się samolotem z innymi właścicielami. Im więcej udziałów posiada klient, tym szybciej samolot jest dla niego dostępny.
Ponieważ posiadamy ogromną flotę, od małych maszyn typu Cessna Bravo, dla zaledwie 4 pasażerów, po 13 – 14-osobowe Gulfstreamy, Falcony 7X i Globale, czas od telefonu od klienta z zamówieniem, po gotowy samolot, z załogą, planem lotu, wszystkimi potrzebnymi pozwoleniami oraz cateringiem, to zazwyczaj 4 godziny.
Przy rynkowej cenie, np. Gulfstreama G550, która wynosi ok. 50 mln USD, minimalny procent udziałów do zakupu to 5 proc. Plus koszty transakcyjne, obsługowe itd.
Innym, coraz bardziej popularnym sposobem zostania klientem NetJets, jest wykupienie Karty Godzinowej, czyli karty z konkretną liczbą godzin w powietrzu. Karty zaczynają sie od 12 godzin (faktycznego lotu) i taka karta kosztujeok. 50 tys. EUR. Karty są bardzo popularne np. wśród Rosjan, którzy kupują je swoim małżonkom jako prezenty urodzinowe. 12 godzin to w samraz na dwa loty z Moskwy do Paryża, np. na zakupy z koleżankami.
Pomimo dość wysokich, zgadzam się, kosztów, świadomość że mam samolot, którym polecę kiedy chcę i gdzie chcę, w jak najbardziej luksusowych warunkach, ze starannie wyselekcjonowaną załogą, na pewno rekompensuje ten wydatek.
NetJets zatrudnia prawie 700 pilotów, którzy wcześniej latali w dużych liniach lotniczych lub w lotnictwie wojskowym (m.in. RAF, German AirForce), a nasz personel pokładowy musi mieć co najmniej 5 lat doświadczenia w pracy w Pierwszej Klasie innych przewoźników (głównie JAL, Emirates,Gulf Air) lub w 5-gwiazdkowych hotelach.  Zaplecze biurowo-operacyjneto prawie 800 osób. Tak więc nasi klienci są zawsze w bardzo dobrych rękach (uśmiech).

Którą podróż takim luksusowym samolotem wspominasz najlepiej, dokąd leciałeś?

Ponieważ głównie obsługuję loty długodystansowe, często zdarzają mi się bardzo długie loty w egzotyczne miejsca. Bardzo lubię Azję, więc każda podróż tam jest niesamowita, szczególnie kiedy możemy pobyć w każdym z miejsc parę dni. Bardzo mile wspominam np. 12-dniową podróż do RPA z prezesem jednego z największych światowych banków. Przez całą podróż miałem tylko jednego pasażera, byliśmy po 3-4 dni w Johannesburgu, Durbanie, Kapsztadzie. Klient był tam nie tylko służbowo, ale też z okazji mistrzostw świata w piłce nożnej, więc my, jako jego załoga, mieliśmy zorganizowane VIP-owskie bilety na mecze, zaproszenia na kolacje, imprezy okolicznościowe.

Latasz w różne kierunki świata i przekraczasz wiele stref czasowych. Jaki jest Twój sposób na jetlag?

Z jednej strony wydaje mi się, że z wiekiem przyzwyczajam się do jetlagu, z drugiej jednak strony jego efekty są bardziej dotkliwe. Nie mam żadnej magicznej porady. Ja zazwyczaj w samolocie piję bardzo dużo wody, staram się dużo spać, nie jem w nocy (to jest najtrudniejsze, zwłaszcza kiedy mam dostęp do tak pysznego jedzeniem). Wiem, że łykanie melatoniny pomaga, ale sam tego nie próbowałem.

Dużo podróżujesz, także prywatnie. Czy masz swoje ulubione miejsce na świecie, do którego chętnie wracasz lub chciałbyś się udać?

Uwielbiam Azję i Stany Zjednoczone. Każda podróż tam to wielka frajda, ze względu na smaki, zapachy, widoki, zakupy, ale także wielu przyjaciół których tam mam. Zawsze chętnie wracam do Tajlandii, Hong Kongu, kocham Nowy Jork i Miami. Uwielbiam też Australię, mieszkałem tam i pracowałem. To chyba był najwspanialszy rok w moim życiu, ale jednak Australia jest bardzo daleko. Chyba za daleko.

Personel pokładowy zatrzymuje się zazwyczaj w hotelach wysokiej klasy. W którym hotelu na świecie podobało Ci się najbardziej.

Faktycznie, praca w liniach lotniczych daje tą przyjemność, że jesteśmy rozpieszczani dobrymi hotelami. Są to najczęściej hotele sieciowe, 4-gwiazdkowe, choć w Indiach i na Bliskim Wschodzie to 5 gwiazdek. Jeśli chodzi o hotele sieciowe, moimi ulubionymi są sieci amerykańskie, głównie Hilton i Marriott, bo w nich mieszkam najczęściej. Amerykanie dokładnie wiedzą jak sprawić żeby pobyt w hotelu był przyjemny i wygodny. Bardzo wygodne łóżka, funkcjonalne łazienki, ekspresy do kawy, suszarki do włosów i deski do prasowania w każdym pokoju, więc nie trzeba po nie dzwonić; dobre, zdrowe śniadania, te wszystkie, nawet najdrobniejsze elementy sprawiają, że czuję się w tych hotelach jak w drugim domu.
Moimi ulubionymi hotelami są za to hotele „W” z sieci Starwood. Wspaniałe połączenie funkcjonalności, świetnego designu, nowoczesności i tego „wow factor”.
Czasem też zdarzają się nam takie niespodzianki, jak hotel Taj Oberoi w Bombaju (historia hotelarstwa!), wspaniały Mövenpick w Bejrucie z widokiem na Corniche, czy piękne resorty na maleńkich atolach na Malediwach.

Czy w czasie pobytu w hotelach przydarzyło Ci się coś zabawnego?

Kiedy lata się w dużych liniach, gdzie załoga to zazwyczaj kilkanaście osób, zawsze w hotelach przydarza sie coś „zabawnego”, co nie zawsze kończy się zabawnie.
Imprezy w pokojach hotelowych, szczególnie linii Virgin Atlantic, są słynne w całym lotniczym świecie. Teraz, kiedy w załodze poza mną jest tylko 2 – 3 pilotów, jest raczej… spokojnie (uśmiech).
Kiedyś, 5 nocy pod rząd, po całym dniu latania, wracałem do tego samego hotelu w Londynie. 4 razy recepcjonistka dawała mi ten sam pokój, ale piątej nocy dostałem inny. Nie zważając na nic, poszedłem do „starego” pokoju i usilnie starałem się do niego wejść. Po kilku próbach, poprosiłem o pomoc przechodzącą panią pokojową, która widząc mnie w mundurze pewnie pomyślała że wiem co robię. I otworzyła mi drzwi swoją kartą. W środku była jakaś para w dość dwuznacznej sytuacji…

To wszystko brzmi fascynująco, jak jedna wielka przygoda życia. Zastanawiałeś się jaką pracę wykonywałbyś, gdybyś nie był stewardem?

Studiowałem architekturę na Politechnice Warszawskiej, a potem dodatkowo Politologię i Public Relations. Jednak nie wyobrażam sobie nie podróżować. Może byłbym często podróżującym architektem, projektantem lotnisk, albo PR-owcem dla kuchnia.tv, bo gotowanie to też moja pasja. Zobaczymy w kolejnym życiu (śmiech).

________________________________
Zobaczcie jak wygląda tydzień pracy Michała…

Komentarze

komentarzy

3 Comments

Post a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Magazine made for you.

Featured:

No posts were found for provided query parameters.

Elsewhere: